Pod względem podejścia do nauki dzieci w domu, rodziców można podzielić na dwie grupy. Tych, którzy są przekonani, że od uczenia jest placówka edukacyjna, i tych którzy wymęczonym dzieciom próbują zafundować kolejne lekcje w wolnym czasie.
Która postawa jest lepsza? Jak to zwykle bywa, najlepiej wybrać złoty środek. Z jednej strony należy pamiętać, że kluczem do sukcesu jest regularne wracanie do przedmiotu nauki (dlaczego nie pamiętamy po latach dat z historii czy wzorów matematycznych? Bo większość z nas na co dzień ich nie wykorzystuje, nasz mózg usuwa je z pamięci). Z drugiej prowadzenie sformalizowanych lekcji w czasie przeznaczonym na odpoczynek i zabawę słusznie spotyka się z buntem dziecka.
Z tego względu warto dzieciom angielski w domu „przemycić”.
„Przemycić” to słowo kluczowe. Wprowadzenie sztywnego harmonogramu do domowej rzeczywistości rzadko się udaje. Zdaniem dziecka od uczenia jest pani w przedszkolu czy szkole, a rodzice to ktoś, z kim chce się ono bawić i wygłupiać.
Błędem nagminnie popełnianym przez rodziców w domowej nauce jest przepytywanie. Dorosły nie wie lub zapomina, że dzieci zwykle uczą się metodą naturalną, a nie gramatyczno-tłumaczeniową, wobec czego nie zawsze będą w stanie w zadowalającym tempie podać tłumaczenia słówek. Poza tym przepytywanie jest ze swej natury dość agresywne, więc uruchamia reakcję obronną dziecka, które woli powiedzieć „nie wiem” i mieć święty spokój.
To co wolno, jak nic nie wolno?
Bawić się wolno! Język obcy na tym etapie edukacyjnym powinien służyć przede wszystkim do zabawy. Jak to zrobić? Oto kilka przykładów.
- Wykorzystajcie gry, które macie w domu i wplećcie w nie naukę języka. Umów się z dzieckiem, że za odpowiedź udzieloną po angielsku można dostać podwójną liczbę punktów. Ustal, że wszystkie kolory mówicie po angielsku, a kto się pomyli – ma „skuchę“.
- Zorganizujcie rodzinny konkurs zagadek jako formę powtórki językowej. Żeby dodać powagi sytuacji, możecie dorzucić jakiś gadżet typu dzwonek recepcjonisty (lub przy jego braku, chochlę i metalowy garnek). Kto zna rozwiązanie, odpala sygnał i podaje odpowiedź.
- Bawcie się językiem także w codziennej komunikacji. Doceniajcie wszystkie próby użycia angielskiego w rozmowach, nawet te nie do końca udane, czy też łączące ze sobą dwa języki (Paróweczka, please!). Od czegoś przecież trzeba zacząć, a najważniejszy na tym etapie nauki jest brak bariery językowej, nie stuprocentowa poprawność. Można nagradzać dziecko punktem wyrażonym guziczkiem lub spinaczem wrzuconym do słoika, a kiedy słoik się zapełni wymieńcie go na wymarzoną aktywność czy zabawkę.
- Wymianę można także zastosować w odniesieniu do czasu. W zamian za minuty poświęcone na pracę nad językiem (np. w formie zabawy z aplikacją edukacyjną), dziecko dostaje tyle samo czasu na swoje ulubione zajęcie. Aby uniknąć nadużyć z obu stron, przelicznik musi być uczciwy, stosujemy więc timer.
Co z czytaniem?
Często bolączką wczesnoszkolnego etapu edukacji jest czytanie, a co dopiero czytanie po angielsku. Ale i na to jest sposób. Jeśli dziecko patrzy na te same wyrazy odpowiednio długo, mają one dla niego jasno określony kontekst, w końcu nauczy się je rozpoznawać. Idąc tym tropem, można podpisać (na wysokości oczu dziecka!) sprzęty domowe, pudła z zabawkami, a po paru tygodniach lub miesiącach, zdjąć podpisy i zapytać dziecko, czy pamięta co oznaczają. Maluchy mogą Was zaskoczyć!
Można także rozpisywać pewne ciągi zdarzeń (budzik – śniadanie – mycie zębów – bajka) i kiedy dziecko pyta, czy czas już na włączenie telewizora, przeczytać z nim cały ciąg, prosząc o wskazanie, w którym punkcie teraz jesteście. Z czasem kilkulatek będzie umiał zrobić to samodzielnie. A wtedy… zmieniamy listę na inną, bo przecież chcemy uczyć się nowych rzeczy.
Sposobem, a nie siłą
Zaletą opisanych rozwiązań jest to, że dziecko prawdopodobnie nawet nie zorientuje się, że z entuzjazmem zgodziło się na dodatkowe godziny nauki. Co ważniejsze, zacznie kojarzyć język angielski z zabawą, domowym ciepłem i czasem wspólnie spędzonym z rodziną. Mózg zaś widząc, że angielskie słówka przydają się tak często, opatrzy je stempelkiem WAŻNE i będzie trzymał zawsze w gotowości. Przy okazji i Ty, Sprytny Rodzicu, odkurzysz swoją wiedzę. Wszyscy wygrywają!
Autorką artykułu jest Sonja Górniak, źródło: edubears.pl